Gdy Podbeskidzie spadło z zaplecza ekstraklasy wielu uważało, że klub czeka szybki powrót na poziom pierwszoligowy. Jak się okazało pierwszy sezon po spadku, mimo zajęcia 7. miejsca w lidze nie był udany zważywszy na fatalną rundę jesienną. W tym sezonie Podbeskidzie również nie zaczyna najlepiej. Co ciekawe drużyna w pierwszych dwóch meczach straciła osiem goli, a ich gra nie porywała. Można było popaść w ostracyzm oglądając zmagania na boiskach drugiej ligi.
Podbeskidzie Bielsko-Biała po objęciu sterów przez Krzysztofa Sałajczyka zdawało się infrastrukturalnie rosnąć w siłę. Nie do końca znalazło to odzwierciedlenie w sferze sportowej. Zeszły sezon wywołał niedosyt u kibiców Górali. Nowy sezon drużyna rozpoczęła z wzmocnioną drużyną zachowując przy tym trzon zeszłorocznej ekipy. Wszystko zmieniło się tuż przed pierwszym meczem o stawkę w lidze. Z drużyną pożegnał się Michał Willmann, który przeniósł się do CD Castellón za całkiem pokaźną sumę. Problemem nie jest jedynie on, a także plan na mecz, który od początku tego sezonu nie funkcjonuje.
Zły plan na mecz?
Trener Brede znany z metodycznego podejścia do piłkarzy i bardzo nowatorskich metod szkoleniowych. Już podczas pierwszego epizodu w Bielsku pokazał, że to miasto jest mu bliskie i dobrze się w nim czuje. Dobre wspomnienia z ostatniego epizodu i kontakt z strony Edwarda Łukosza spowodował, że Brede postanowił wrócić na Śląsk.
W poprzednim sezonie ekipa miała często problemy z kontrolowaniem meczów i regularnością w punktowaniu z słabszymi przeciwnikami. Bardzo często tracili punkty z drużynami, które aktualnie grają na czwartym poziomie rozgrywkowym w Polsce. Nie zawsze miało na to wpływ złe przygotowanie do meczu. Czasem brakowało typowo piłkarskiego zgrania. Często podważano jego decyzje niezrozumiałymi decyzjami, które z jednej strony były nielogiczne, a z drugiej niezrozumiałe.
Podobnie ma się to na początku obecnej kampanii. Po pierwszym słabym meczu z Sandecją Nowy Sącz jedynymi z nielicznych pozytywów byli Maciej Górski, Maks Sitek i Oskar Zawada. Tylko jeden z nich wystąpił w meczu z Stalową Wolą od pierwszej minuty. Tym zawodnikiem był jedyny strzelec tamtego meczu – Sitek, który nomen omen nie pokazał się najlepiej w piątkowym spotkaniu w meczu z Stalą. Jeśli chodzi natomiast o Macieja Górskiego tutaj sytuacja jest zgoła inna.
Podbeskidzie przegrywa do przerwy trzema bramkami po raz pierwszy w historii swoich występów na trzecim poziomie ligowym. #STWTSP
— Łukasz Bień (@LukaszBien_) August 1, 2025
Piłkarz w poprzednim sezonie występował na pozycji prawego skrzydłowego, ofensywnego pomocnika, czy też jako podwieszony napastnik. Co warte podkreślenia, Górski to typowy napastnik, którego miejsce jest w polu karnym a nie w obrębie, czy na skrzydle. Zawodnik również wyrażał swoje niezadowolenie z tego faktu w wywiadzie dla TVP, w którym dość mocno dał do zrozumienia, że nie widzi się w roli rozgrywającego. Warto zadać sobie pytanie. Skoro Podbeskidzie ściągnęło do siebie Macieja Górskiego, a więc jednego z najlepszych strzelców ligi, to dlaczego nie chce go wykorzystać? Po co w ogóle trzymać takiego zawodnika, którego pensja nie należy do najniższych.
Mocna kadra przerodziła się w kadrę lichą
W Podbeskidziu coś poszło nie tak już na etapie budowania kadry. Klub zachował trzon drużyny, ale transfery, które miały wzmocnić zespół, zamiast pomóc, tylko pogłębiły problemy. Na skrzydłach było względnie dobrze – zawodnicy potrafili coś pokazać, mieli jakość i konkurencję. Mimo to sprowadzono kolejnych skrzydłowych, którzy do dziś nie robią różnicy. To wygląda jak przerost liczby nad jakością, a trener ma teraz problem z poukładaniem składu, bo więcej nie znaczy lepiej.
Może jeszcze jeden transfer skrzydłowego i Podbeskidzie zacznie w końcu grać choćby na przyzwoitym poziomie. Żałosny poziom, absolutnie żałosny.
— Bartek Gabryś (@BartekGab) August 1, 2025
Największy problem jest jednak na bokach obrony. Michał Willmann, pewny punkt i solidny prawy obrońca, odszedł za sporą kwotę. Naturalnie wszyscy czekali, że Podbeskidzie zainwestuje tę kasę w konkretne wzmocnienie. Tymczasem zamiast sprowadzić zawodnika, który od razu dałby stabilność i spokój, pojawił się Łukasz Kabaj, który nie wygląda, żeby był gotowy na tę rolę. Brakuje mu pewności i jakości, które miał Willmann, co od razu widać na boisku. A łatka słabego meczu z Sandecją i Stalą ciążyć będzie na nim przez długi czas.
W podobnym stylu jest z Takačem, który miał pomóc w środku pola. Niestety, jego wejście do drużyny było słabe i trudno na razie powiedzieć, żeby wniósł coś więcej niż sporadyczne podania niecelne, jak to nieszczęsne zagranie daleko w aut w meczu z Sandecją. Zamiast realnego wzmocnienia – raczej „dodatkowy” zawodnik, który na razie nie potrafi się odnaleźć. W efekcie, zamiast naprawić najsłabsze punkty, Podbeskidzie rozmyło skład i nie zyskało ani jakości, ani stabilności. Kasa z transferu Willmanna została wydana, ale bez pomysłu, bez efektu. A drużyna na tym traci — i już widać, że na boisku wychodzi to bardzo słabo.
Niezrozumiałe decyzje trenera
Nie można całej odpowiedzialności zwalać na trenera, bo to przecież piłkarze wychodzą na boisko i to oni decydują, jak wygląda gra. Trener układa taktykę, motywuje, decyduje o zmianach, ale to zawodnicy muszą wykonywać to, co zaplanował. Mimo to widać, że czasem pojawiają się wątpliwości co do tego, kiedy i jak szkoleniowiec podejmuje decyzje personalne.
Weźmy choćby Bartosza Martosza. Widać było, że w sparingach nie pokazał nic nadzwyczajnego, raczej miał problem z wywalczeniem sobie pewnego miejsca. Jednak należy pamiętać, że jest młodzieżowcem i przepisy wymuszają, by dawać młodym szansę. To oznacza, że trener niejako z konieczności musi go wystawiać, nawet jeśli nie jest to jeszcze piłkarz gotowy w pełni na ligowe wyzwania. Widać to po jego grze — jeszcze brak mu pewności i jakości, ale wiadomo, że taki zawodnik potrzebuje czasu, by się rozwinąć i wkomponować w drużynę.
Florek obrońcą?
Z kolei w meczu z Sandecją długo trwało, zanim trener zdecydował się na zmiany. Kabaj na prawej obronie miał bardzo trudne chwile, a dopiero w drugiej połowie został zdjęty z boiska na rzecz Bartosza Florka. Ten ruch przyniósł trochę świeżości, ale znowu nasuwa się pytanie — dlaczego Florek nie zaczął meczu w podstawowym składzie? To zawodnik z większym doświadczeniem i umiejętnościami, który mógłby pomóc drużynie od początku. Taka decyzja trochę zaskakuje, zwłaszcza jeśli w grę wchodzi chęć ustabilizowania formacji defensywnej. Warto jednak podkreślić, że Florek to z natury skrzydłowy, a nie prawy obrońca.
#STATSP | ⏰️ 90+5′ Koniec meczu… pic.twitter.com/h4JVpRitIQ
— TS Podbeskidzie S.A. (@TSP_SA) August 1, 2025
Jego atuty leżą przede wszystkim w grze ofensywnej — szybkość, drybling, kreowanie akcji — a nie w ustawianiu się w defensywie czy blokowaniu rywali. Dlatego trudno się dziwić, że grając na prawej obronie, nie czuje się komfortowo i nie pokazuje pełni swoich umiejętności. To rzuca światło na kolejne pytanie: dlaczego trener tak bardzo upiera się, żeby zrobić z niego zawodnika na tej pozycji? I czy w ogóle jest na to czas, skoro drużyna potrzebuje teraz stabilności, a Florek musi zupełnie zmieniać swój styl gry i przyzwyczajenia? W takich warunkach trudno oczekiwać szybkich efektów, a presja na wynik może tylko pogłębiać problemy.
***
Jeszcze bardziej intrygująca jest sytuacja z Zawadą. To zawodnik, który razem z Sitkiem jest jednym z najaktywniejszych i najbardziej ruchliwych piłkarzy w drużynie. Ich obecność na skrzydłach daje zespołowi energię i napędza ofensywę. Zawada potrafi zaskoczyć dryblingiem, wypracować sytuację, a często też wraca do defensywy, pomagając zespołowi w balansie. Dlaczego więc nie gra od pierwszej minuty? To pytanie nie tylko kibiców, ale też osób analizujących grę Podbeskidzia. Brak go w podstawowym składzie często powoduje, że drużyna traci na dynamice i jest mniej niebezpieczna w ataku.
Ogólnie widać, że trener stara się znaleźć najlepsze rozwiązania i dawać szansę różnym zawodnikom, ale niektóre decyzje kadrowe budzą pytania i wątpliwości. To naturalne, że każdy szkoleniowiec potrzebuje czasu, by znaleźć optymalny skład, zwłaszcza gdy drużyna jest w przebudowie. Jednak od tych wyborów zależy tempo odbudowy i stabilność zespołu, a na razie w tych kwestiach jest sporo znaków zapytania.
Podbeskidzie powinno zmienić system?
Wydaje się, że przy obecnym stanie rzeczy najnormalniejszym ruchem będzie z pewnością zmiana ustawienia i roszady personalne na niektórych pozycjach. Trener Brede musi zacząć ratować sezon już na jego początku, co nie będzie łatwe głównie przez to, że Podbeskidzie wygląda momentami jeszcze gorzej niż rok temu. Najbardziej logiczna decyzja jaka może nastąpić to zmiana systemu gry na trzech stoperów. Wydaje się, że szanse w takich okolicznościach powinien otrzymać Richard Nag’y, który jest lewonożnym stoperem i z powodzeniem może grywać na lewej flance. Zwłaszcza, że Daniel Dziwniel od początku swojej przygody w Bielsku spisuje się poniżej jakichkolwiek oczekiwań.
Nawet Kacper Gach sprowadzony do rotacji wygląda lepiej, co już bardzo obciąża konto doświadczonego obrońcy. Warto dodać, że to właśnie po tej stronie boiska drużyna ma największe problemy w bronieniu. Dokładnie tą stroną przebiega największą ilość akcji drużyn przeciwnych i często z tej strony padają bramki.
Na pozycji napastnika również powinno dojść do zmiany. Maciej Górski, który daje świetne zmiany musi obowiązkowo zastąpić Lucjana Klisiewicza, który od siebie nie daje żadnych konkretów, a jedynie narzekanie. Widać dobitnie, że gra na dwóch napastników nie służy zarówno drużynie jak i trenerowi, który nie potrafi upchać obu zawodników na swoich nominalnych pozycjach.
Duża presja awansu
W Podbeskidziu jest teraz ogromna presja, żeby wreszcie osiągnąć coś dużego – choćby awans do wyższej ligi. To nie jest zwykły sezon, tylko czas, kiedy każdy ruch, każda decyzja na rynku transferowym, na boisku czy w klubowych gabinetach jest pod lupą kibiców. Fani oczekują konkretów i niecierpliwią się, bo mają świadomość, że drużyna powinna i może więcej. To sprawia, że ich wymagania są naprawdę wysokie. W takim klimacie trudno się dziwić, że reakcje na początek sezonu, zwłaszcza jeśli nie idzie najlepiej, są mocne i emocjonalne. Kibice chcą widzieć efekty, bo mają prawo wierzyć, że ten klub zasługuje na sukces.